Ja pływając po śródlądziu lub przy słabym rozkołysie na morzu nie mam problemów z błędnikiem.
Jednak zbliża się dla mnie czas wypraw dorszowych, kiedy czasem wychodzimy na cały dziań kutrem w morze przy 3-4bf, zdarzyło się, że przy słabnącym wietrze wychodziliśmy przy 5bf. I właśnie wtedy mnie dopada ta cholera! Z reguły jakoś funkcjonuję ale w męczarniach i sporym spowolnieniu a przecież nie o to chodzi.. Na statku zero alkoholu, lekkie śniadanko, aviomarin przed wyjściem (właściwie to zaraz po przyjechaniu do portu pierwsza piguła), imbir, cytrusy.. ale jednak nie zawsze to działa.. Znam też takich, którzy aviomarin zapijają setą i świetnie się czują...
Dlatego chciałem zapytać o Wasze doświadczenia z chorobą morską, jak się przygotowujecie do dłuższych wypłynięć a kiedy Was dopadnie na morzu to co robicie żeby się z nią uporać?