Na starym forum pytałem, teraz już przekonałem się na własnej skórze.
W kilku słowach mogę napisać: dopiero jak mnie pociągnięto doznałem prawdziwej przyjemności na wodzie

Pierwsze starty na brzuchu, ojej opiłem się wody. Kolejne starty były już dużo lepsze bo metoda prób i błędów przekonałem się gdzie należy zająć miejsce na desce w momencie przechodzenia w ślizg.
Tylko raz zaznałem takiej frajdy na wodzie i od tego momentu nie wychodzi mi to z głowy. Może jutro uda się poćwiczyć

Najlepiej się czułem tak do 35 km/h. Powyżej 40 km/h deska zaczynała dziwnie się odbijać od tafli wody, to było zabójcze i wyrywało mi orczyk

Czad!